paź 06 2005

przekroczenie


Komentarze: 3

Leżąc na dachu swojego domu kosztowałem rozkosz wiatru, słońca i krystalicznie czystego nieba. Miałem zamknięte oczy, a rozluźnienie i upuszczenie świętej krwi samousprawiedliwania się przekraczało samo siebie. Nagle z górnej prawej strony rozległ się szmer. To mój młodociany sąsiad 'z przeciwka' spoglądał na mnie z uśmiechem.

- Co pan tu robi?
- Nic. Leżę sobie.

Krokiem nie zdradzającym obawy przed własną śmiercią wkroczył na zakazany obszar. Pewnie po raz pierwszy w życiu. Rozejrzał się w koło.

-Nie boi sie pan tu być?
-Czego mam się obawiać? Przecież to ode mnie zależy czy skoczę. A ja nie chcę skoczyć. Czego mam się zatem bać?

Uśmiechnął się niepewnie.

 

jerez   
07 października 2005, 08:11
ej, chyba nie pokumaliście. to koleś zinterpretował coś o skoku ja sobie tam po prostu po lekturze odpoczywałem bo tam fajnie. To wszystko. A wy od razu o skoku. Zupełnienie jak ten chłopak... ehhh ...
06 października 2005, 21:45
A ja wychodzę na dach kiedy noce są ciepłe. Ale nie w tym celu, już minęło. Ale pozostaje ta przestrzeń, gdzie wystarczy jeden zły ruch.
06 października 2005, 16:13
...jest takie jedno miejsce w moim mieście,najwyżej położony punkt,stary kamieniołom...lubię tam pojechać,stanąć na krawędzi i poczuć to \"coś\" kiedy wszystko,całe moje życie jest zależne od tego jednego kroku...

Dodaj komentarz