przekroczenie
Komentarze: 3
Leżąc na dachu swojego domu kosztowałem rozkosz wiatru, słońca i krystalicznie czystego nieba. Miałem zamknięte oczy, a rozluźnienie i upuszczenie świętej krwi samousprawiedliwania się przekraczało samo siebie. Nagle z górnej prawej strony rozległ się szmer. To mój młodociany sąsiad 'z przeciwka' spoglądał na mnie z uśmiechem.
- Co pan tu robi?
- Nic. Leżę sobie.
Krokiem nie zdradzającym obawy przed własną śmiercią wkroczył na zakazany obszar. Pewnie po raz pierwszy w życiu. Rozejrzał się w koło.
-Nie boi sie pan tu być?
-Czego mam się obawiać? Przecież to ode mnie zależy czy skoczę. A ja nie chcę skoczyć. Czego mam się zatem bać?
Uśmiechnął się niepewnie.
Dodaj komentarz