Siedze przy biurku przed kompem. Spogladam na błyskający spektrum barw ekran monitora podświadomie czując obawę, że mój słaby wzrok może kiedyś nie wytrzymać takiej dawki obciążeń jaki przyszło mu nieść w dzisiejszych czasach. Popijając herbatkę marki "Herbatka rozpuszczalna dla dzieci o smaku owoce lasu" wpatruję się zatem w mego wroga czytając słowa pełne metafizycznych uniesień:
" Psychologowie wiedzą, że istnieje pewna faza rozwoju, przez którą musi przejść każde dziecko. Czy zaobserwowałeś małe dzieci? Są bardzo przywiązane do pewnych przedmiotów – albo pluszowego misia, albo kawałka koca, albo czegokolwiek ... "
TRACH!
Rozległ się nagle przeraźliwy huk! "Co to za dźwięk?" Widzę słowa jak te dźwięki powstające w mej głowie. I zaraz identyfikacja wroga. "To budzik" I zaraz ciąg skojarzeń wydarzający się w ułamku sekundy " To budzik, ten czarny, wyglada jak starodawny, z ikei, kupił go kiedyś mój tata, ah mój tata, pamiętam go, umarł, tęsknię, grób , powinienem go odwiedzić, nowe kafelki wokół grobu nie dokończone..."
TRACH!
obecność. jestem. śmieję się do siebie z głupoty. chce mi się płakać. moja introwertyczna masochistyczna natura dała o sobie znać. świadomość iluzji i własnej głupoty czasem trudno porzucić. człowiek łatwo się przywiązuje poczynając od poczucia terytorium i własnego urojonego bezpieczeństwa do swojego misia. Ale czy jest jakaś różnica?
Ale czy jest jakaś różńica?
TRACH!