Komentarze (4)
Czasem gdy przebywam na ziemi wydaje mi się że spaceruje między chmurami. Po krystalicznie czystym niebie. Bo niby że chmury się pojawiają to ma znaczyć że niebo jest nieczyste?
Pojawiają się wtedy wspaniałe uczucia wznoszenia. Czasem jest to szczęście. Czasem radość. Czasem miłość. Ale zawsze otwarcie.
Tylko wtedy jestem wstanie nawiązać zdrowy kontakt. Bo nie ma tam Oczekiwania.
To naprawdę wspaniałe czuć to w małych sytuacjach. Takich jak obserwowanie spadającego liścia czy płatku śniegu. Takich jak podziwianie tańca promieni słońca. Takich jak czyjś uśmiech.
Pozytywnie.
I jedyne co mogę wtedy zrobić to być tą radością, miłością i szczęściem. Być tym otwarciem. Być tą przestrzenią. I dzielić się nimi w ten sposób.
Zupełnie jak słońce. Słońce przecież nie wybiera na kogo świeci. Ono po prostu jest Słońcem.... nie ocenia ... nie gloryfikuje...
... nie oczekuje...
Tylko najgorsze jest przywiązać się do koncepcji szczęścia... czy radości... czy miłości...
Przecież to tylko chmura na niebie... też przepływa...
To właśnie oznacza dla mnie żyć i smakować życie. Czasem jednak o tym zapominam... wikłając się we własne fantasmagorie – takie okulary które skupiają się na chmurze a nie na nieograniczonym niebie.
Gubię wtedy siebie. Czuję się bardzo niewygodnie. Wikłam się. Pojawiają się frustracje.
Nieokiełznane emocje odżywiają moje myśli tworząc demony. I jeszcze bardziej się napędzam i wikłam.
A przecież...
jestem niebem...
jak każdy...
jak każdy...